Nie ma złej pogody na rower

5 listopada 2019

Naturalną rzeczą jest to, że jesień zamyka nas w domach. Sama uwielbiam ten stan, kiedy bez wyrzutów sumienia można spędzić cale popołudnie w czterech ścianach, bo wiosną, czy latem trochę tego żal. Myślę, że to właśnie przez jesień jestem tutaj znowu. I chociaż doskonale czuję się pod ciepłym kocem, otulona ulubionymi dźwiękami, odkąd jestem mamą ten obraz rzadko widnieje w naszym mieszkaniu. Podobno nie ma złej pogody, tylko jest źle dobrane ubranie. Zgadzam się z tym w stu procentach tak samo jak z tym, że nie ma złej pogody na rower. Zaraz opowiem Wam dlaczego.

Zacznę jednak od czegoś innego. Skłamałabym pisząc, że nie drżą mi teraz dłonie, wystukujące zdania na klawiaturze komputera. Dawno mnie tu nie było, wyszłam trochę z wprawy. A jednak żal mi tej wspomnieniowej luki, naszych wspomnień w kadrach do których lubię wracać. Tak jak to idealne sobotnie popołudnie, kiedy wybraliśmy się całą drużyną na przejażdżkę rowerową do naszego ulubionego parku.

Najważniejsze zawsze są przygotowania. Dobry plan i pakowanie plecaka. Konieczne coś ciepłego, dla małych i dużych. U nas padło na kakao i kawę. Rozwiązaliśmy nawet problem mojej miłości do kawy z mlekiem i miłości Poślubionego do czarnej kawy. Nic tak nie smakuje jak posiłek na świeżym powietrzu, prawda? Spakowaliśmy ciasto dyniowe i żelki, które zostały z naszego ostatniego spotkania z Przyjaciółmi z okazji Halloween.

Później wystarczy już tylko ciepłe ubranie i ruszamy!

Mamy to szczęście, że w niewielkiej odległości od naszego Domu mamy wiele pięknych parków.  Jesienią wyglądają one obłędnie, zachwycam się nimi bez końca. A ponieważ od kilku dni Maja jest posiadaczką nowego roweru, z ostrożności zdecydowaliśmy się na park, który leży najbliżej nas. Niepotrzebnie!

Obawiałam się jak Majka poradzi sobie na nowym rowerze. Większym i z przerzutkami! Wstyd się przyznać, ale ja sama, kobieta po 30, nie ogarniam większej ilości przerzutek niż trzy, które są w moim rowerze. Mało tego, w zupełności nie potrzebuję mieć ich więcej. Ale od momentu, kiedy na wakacjach w Zakopanem wypożyczyliśmy rowery, żeby przejechać Dolinę Chochołowską, Maja cały czas wspominała, że chciałaby mieć taki rower jak właśnie ten podczas naszej wycieczki. Koniecznie duży i koniecznie z przerzutkami.

Po raz kolejny przekonałam się, że moje obawy, to tylko i wyłącznie moje obawy, a ja znowu zapomniałam o moim kompetentnym dziecku. To tak jak wtedy, kilka lat temu, kiedy kupiliśmy pierwszy rower z dwoma kółkami. Chcieliśmy go zawieźć do domu i następnego dnia zacząć Maję uczyć na nim jeździć. Nic z tego, skoro ona chciała tu i teraz. Tym sposobem po prostu wsiadła na rower i pojechała. Z taką samą pewnością jeździ na rowerze do dzisiaj.

To, że nie ma złej pogody na rower jest zdaniem, które ma przekonać do tego głównie mnie. Dla Mai i Poślubionego to żadne wyzwanie. Od jakiś dwóch lat oboje jeżdżą na  rowerze bez względu na to jaka jest pora roku. Czy pada deszcz, czy śnieg. Poślubiony z Mają do przedszkola, a potem już sam do pracy. Ja rower, jako środek transportu do pracy używam tylko wiosną i latem i prawdopodobnie nieprędko się to zmieni, jeśli w ogóle.

Ruszamy!

Drużyna gotowa. Ciepłe czapki na głowach, szaliki na szyjach, plecaki na plecach i rękawiczki na dłoniach. Listopadowa pogoda nam sprzyja. Temperatura na komórce wskazuje niecałe 7 stopni, ale słońce dogrzewa nas idealnie.

Planując rodzinne wypady rowerowe dbamy o to, żeby oprócz przyjemnie spędzonego czasu było też bezpiecznie. Dlatego wybieramy takie trasy, gdzie nietrudno o ścieżki rowerowe. Bezpieczeństwo to też kask. Wiem to wszystko, a swojego wciąż nie wybrałam. Możesz na mnie krzyczeć, przyznaję się do błędu. To mało odpowiedzialne i jak najszybciej chcę tę zaległość nadrobić. Bezpieczeństwo na rowerze zaczyna się zanim na niego wsiądziemy. Dbamy o systematyczne przeglądy, konserwację i pompowanie opon. Jesienią szybko robi się ciemno, dlatego podstawową, obowiązkową rzeczą, w którą musi być wyposażony rower, nie tylko jesienią, to poprawnie działające oświetlenie.

Jesteśmy na miejscu!

Trochę ruchu za nami, a teraz już tylko przyjemności. Gorąca kawa, dyniowe ciasto z orzechami, gorzką czekoladą i żurawiną. My. Codzienność tak pędzi, że takie momenty to towar luksusowy. Doceniam każdą chwilę. Obserwowanie Mai, która jest w swoim rowerowym żywiole, śmiejącego się z wszystkiego Maksia to budowanie moich wspomnień, do których z przyjemnością będę wracać. Wiesz, właśnie wtedy siedząc, popijając gorącą kawę z mlekiem zdałam sobie sprawę, że absolutnie nic mi więcej do szczęście nie potrzeba, że jest dobrze tak jak jest, a pomysł na tę rowerową wycieczkę mimo temperatury za oknem był genialny.

Bo nie ma złej pogody na rower, polecam! Piszę to ja, miłośniczka wylegiwania się pod kocem z książką i kubkiem gorącej herbaty.

 

 

 

 

 

Zobacz też