Długo zastanawiałam się czy to wszystko napisać. Zmotywowały mnie sobotnie warsztaty zorganizowane przez Fundację Mleko Mamy, Siostrę Anię i Medelę, w których mogłam brać udział. Krótka była moja i Majuszki historia z karmieniem piersią. 27 maja o godzinie 10.20 na mojej klatce piersiowej wylądowała najpiękniejsza istota na świecie. Majuszka. Ciepła, wilgotna i taka malutka. Leżałyśmy razem dwie godziny. Miała na sobie za dużą czapkę, chociaż kiedy ją pakowałam wydawała mi się malusieńka. Nawet bałam się, że będzie za mała! Majuszka ciekawska od samego przyjścia na świat. Oczy otwarte. Rozglądała się na prawo i lewo. Szukała. Pierwsze nieporadne próby przystawienia do piersi. Raz, może dwa się udało. Zasnęła. Cud natury. Śpioch. Napatrzeć się nie mogłam. Wciąż nie mogę. Po czterech godzinach odpoczynku zamieniłyśmy salę porodową na położniczą. Trzy najgorsze dni. Nie, nie, nie przez Majuszkę. Przez brak wsparcia. Przez brak pomocy w karmieniu. Przez skuteczne doprowadzenie do zera mojego poczucia wartości i radzenia sobie w byciu mamą. Nic tu Pani nie ma. Płacze bo jest głodna. Trzeba dać jej mleka. Poślubiony wspierał. Chyba tylko dzięki niemu nie poddałam się od razu. Kiedy był przy nas Majuszka pięknie jadła. Czuła, że jestem spokojna. Ale kiedy tylko wychodził, problemy znowu wracały. Kochane studentki, które pomagały i mi i Majuszce poradzić sobie z nową sytuacją. Tylko, że one były na krótko. Później szara rzeczywistość. Znowu pytania czy mam butelkę. Nie, nie mam. Mam piersi i mleko. Przegrałam bo znalazły butelkę. Na szczęście przyszło Boże Ciało! Wychodzimy! A i w piersiach dosyć sporo dla Majuszki. Po przekroczeniu progu mieszkania problemy z karmieniem jakby zostały po drugiej stronie. Majuszka jadła i spała. Jadła i spała, a ja wiedziałam, że jest szczęśliwa i najedzona. Pamiętam, że zjadłam szparagi i to nie za bardzo jej się podobało! Śmialiśmy się, że to taka swojska dziewczyna. Jaka byłam szczęśliwa i dumna, że te moje piersi, które podobno nie nadawały się do karmienia jednak karmić umiały. Mijały pierwsze dni. Trudne dni. Cała nasza rodzina uczyła się siebie nawzajem. W poniedziałek zła wiadomość. Bliskiej osoby już z nami nie ma. No i przyszedł wtorek. Od rana podły nastrój. Płacz. Dreszcze. Ból głowy i brzucha. Pomyślałam, że to normalne w końcu ciężki poród za mną. Poślubiony widział, że dzieje się coś złego. Zmierzył temperaturę. 38 st. C, a zaraz później 39. I coraz silniejszy ból w dolnej części brzucha. Awaria sieci. Żaden telefon nam nie działał. Jak na złość. W końcu udało się. Taksówka. Kierunek szpital. Poślubiony został z Majuszką. Izba przyjęć i czekanie. Dominika dziękuję! : ) Zostałam przyjęta na oddział. Infekcja połogowa. Następnego dnia, po zabiegu miałam wyjść do domu. Wrócić do mojej Majuszki. Wróciłam za siedem dni. Za siedem najdłuższych w moim życiu dni. Dni, kiedy poczułam największy ból brzucha i kiedy gorączka była tak wysoka, że miałam wrażenie, że zaraz się zagotuję. Początkowo była szansa odciągnięcia mleka i dostarczenia go do Majuszki. Później zbyt dużo leków i zbyt duże dawki. Odciągałam dalej. Co dwie godziny. Mleko wylewałam do zlewu i płakałam. Poślubiony przeszedł najtrudniejszy egzamin w życiu. Zdał go doskonale. We wtorek wróciłam do domu. Do przystawienia Majuszki do piersi musiałam odczekać dwa dni. Pokarm odciągałam i wylewałam. Po dwóch dniach przystawiłam Majkę. Nie zapomniała! Radziła sobie doskonale. Jakby w ogóle nie było tej naszej rozłąki. Po kilku dniach rany na brodawkach. Blizny są do dziś. Potworny ból. Krew. Zaciskałam zęby przy przystawianiu, bo później było już lepiej. Pewnego ranka już rady nie dałam. Poślubiony umówił do poradni laktacyjnej. Pojechałyśmy. Infekcja grzybicza brodawek po antybiotykoterapii. Kolejne antybiotyki, tym razem w maści na brodawki. Rany w ogóle się nie leczyły. Miałam wrażenie, że jest gorzej. Mimo wszystko karmiłam. Po wcześniejszym zmyciu maści. Jednak Majuszka i tak miała problemy z brzuszkiem, a później w ogóle nie umiała się przyssać. Odciągałam i karmiłam. Tylko, że odciąganego mleka było coraz mniej, chociaż w piersiach mnóstwo. Kolejna wizyta w poradni i kolejna. Majuszka nie przybiera na wadze. Rany się nie goją. Majuszka głodna. Poddałam się. Po dwóch miesiącach. Wiem, że gdybym wtedy znała te historie, które znam teraz i znała te kobiety, które znam teraz pokonałabym te problemy. Myślę, że przede wszystkim zabrakło mi wiary we własne możliwości. Powiem, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się, a ja czasu nie wrócę. Majuszka też na pewno nie będzie na mnie o to zła. Teraz wiem, że zrobię wszystko, żeby majuszkowe rodzeństwo dostało ode mnie to co najlepsze.
O mleku moim
25 lutego 2014Pozdrawiam
Katjuszka
-
Panna Oceanna
-
Magda
-
Bellove
-
Świat według Maksa
-
Anonimowy
-
Gosiaczek
-
Natalia
-
Zuzanna Fotografuje
-
M PA
-
Emma
-
Beata B
-
kasia_fd
-
Ania
-
Ania
-
Nina
-
Natalie
-
ania
-
Anonimowy
-
bunio
-
Granda
-
agus
-
Monika Małyniak
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Katjuszka
-
Anonimowy
-
Welonka
-
takatycia
-
Gizanka
-
Marta Syczewska
-
merczens
-
Huma
-
Lara Croft
-
Alina Dobrawa
-
Clarissa2013
-
AgaMamaHani
-
mamajagody
-
Kasia
-
radoSHE
-
Mammamisia
-
Marta W
-
Anonimowy
-
nicia
-
Mama-dietetyk
-
Matka poza światem
-
Milena Michalak
-
Ania K.
-
Anonimowy
-
pestka
-
Anonimowy
-
monia :)
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
skarpetka
-
Mama SynAlka
-
Anonimowy
-
mybigtinylove
-
Malinowelove
-
Przewijka
-
Magda Kus
-
iwulka
-
kasia_fd
-
Anonimowy
-
Matka Polka
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Anonimowy
-
Brzozóweczka
-
Made by Wife